Tytuł
tego postu (być może podobieństwo z postem nie całkiem przypadkowe) zdaje się
zawierać wszystko o czym będzie w nim mowa.
Do takich rozważań skłania okres
Wielkanocny, a ponadto chyba każdy ma taki moment w życiu, w którym intensywnie
zastanawia się nad pochodzeniem gatunku ludzkiego, kosmosu i świata. Zdaje się,
że taki czas to okres dojrzewania, w którym takie problemy naszej egzystencji
zaczynają kierować nasze myśli ku
rejonom, które jakby gotowe były nam podpowiedzieć jak to z tym było. Są to sfery
jak domniemamy znajdujące się gdzieś w
odległych zakamarkach nieskończonych
galaktycznych przestworzy.
Już
tutaj pojawia się zagadnienie zdolności myślenia nomen omen homo sapiens
sapiens. Myśl jednak musi mieć formę ją artykułującą. Jest nią słowo. Ciche
czyli myślane lub głośne zatem wypowiadane.
Oczywiście istnieje jeszcze słowo pisane. Wzajemne relacje tych zjawisk
są same w sobie nader interesujące.
Nasze
zdolności poznawcze biorą się z posiadania umysłu. Już na tym poziomie dochodzi
do odmiennych stwierdzeń co do ich natury. Jedni uważają, że są one obiektywne
inni natomiast, że mają charakter subiektywny.
Gama stanowisk może być szersza i wykazywać potencjał zdolności do
komplikacji.
Założenie,
przekonanie czy wiara w pochodzenie świata od Boga zakłada, że jest to proces
celowy (teleologia). Mimo wszystkich przepaścistych napięć i całej dialektyki
paradoksów i wątpliwości wiara, lub jej brak, pozostają kwestią poza dowodami.
Nielogiczne jest powoływanie się na naukę w sporach o wiarę, ponieważ ta nie
może udowodnić, że Boga nie ma. Całkiem poprawnie zgodnie z logiką możemy
założyć natomiast, że nie da się wykluczyć istnienia siły stwórczej. Inna
rzecz, jak dociec jej związków z początkiem i całym przebiegiem historii, w tym
naszej indywidualnej.
Jednak
także w nauce istnieje koncepcja zewnętrznej siły sprawczej. Jej
zwolennicy uważają, że najlepszym
wyjaśnieniem tzw. "precyzyjnego dostrojenia" obecnego w astrofizyce,
jest odwołanie się do dawcy praw natury, który ustalił ich wartości tak, by we
wszechświecie mogło wyewoluować życie. Astrofizyk Fred Hoyle użył określenia
"superintelektu", zaś niektórzy uczeni, jak fizyk i noblista Charles
Townes czy astrofizyk i teolog Hugh Ross, utożsamiają zewnętrzną siłę sprawczą
z Bogiem. (za http://pl.wikipedia.org/wiki/Zasada_antropiczna)
Inne
stanowisko zakłada odrzucenie przyczynowości na rzecz przypadkowości powstania
świata i dalszą jego samodzielną materialną ewolucję. Świadomość jest tutaj
tylko inną formą materialnego bytu (sic!). A wszystko podlega konieczności
historycznej, ujętej dialektycznie. To zakłada determinizm.
Tym
samym pojawiły się następujące aspekty rozumienia bytu w całej jego
rozciągłości: duchowy, duchowo-materialny i jedynie materialny. Zauważmy nie ma
czegoś takiego jak byt anty-duchowy, a duchowy nie znaczy wcale
anty-materialny. Zakładam, że istnieją subtelne niuansowania prowadzące od
Ducha ku materii. I, że to Wszech-Duch jest
Architektem. Wierzę, że Chrystus panuje zarówno nad jednym, jak i nad
drugim obszarem.
![]() |
William Blake (1757 - 1827) |
Z
tym bezpośrednio wiąże się zagadnienie wiary, lub jej negacji, w formę innego
bytu - poza śmiercią. Nawet nie
wszystkie (chociaż prawie wszystkie) odłamy religijne zakładały taką
kontynuację. Niech posłuży przykład Saduceuszy nie wierzących w życie wieczne.
Oryginalną
koncepcję reprezentuje buddyzm, przyjmujący nasze odradzanie się w nowych
ciałach (nie tylko ludzkich), aż do momentu wyzwolenia - oświecenia. Co z kolei
nie wyklucza dalszych świadomych inkarnacji...po osiągnięciu oświecenia –
nirwany. Dla tej filozofii wszystko jest Umysłem i jego manifestacjami.
Hegel powiedział, że wszelka religia jest filozofowaniem. A Dalaj Lama, że etyka jest uniwersalną religią. Przekonany jestem, że
jest ona najważniejsza. A bez niej paradoksem jest mówić o duchowości, jak
i religijności, choć tu w mniejszym
stopniu.
Poza
tym „wiem, że nic nie wiem”. Osobiście
nie wystarcza mi formuła „myślę więc jestem”, dla mnie jestem dopiero kiedy
mówię (piszę) i działam. Oby wyłącznie
etycznie!
I tytułem ostatecznych wniosków. Mam
nieskromną nadzieję, że moje początki sięgają Matecznika Stwórcy, jakkolwiek jest to nie do pojęcia. Inni chlubią
się, że pochodzą od małpy...no cóż mają prawo, ale obnosić się z tym. Jednakowoż etyka jest nam wszystkim
dostępna. A widzimy tyle ile wiemy - Goethe.