wtorek, 9 stycznia 2024

Rzeczywistość ekranu

 

O naturze mediów słów kilka

Według, w tym samym stopniu jednoznacznie brutalnie wstrząsającego i bluźnierczego, co niezwykłego i jednocześnie pobudzającego, stwierdzenia  Baudrillard’a:  rzeczywistość nie istnieje[1]. Owszem mieliśmy okazje spotkać teorie odżegnujące się od stuprocentowej pewności, że nasze życie ma charakter realistyczny, trwały i twardy. Słyszeliśmy sentencje typu życie snem lub nawet snem wariata. Że jest iluzją i mają. Tylko te dotyczyły życia, a twórca teorii symulakrów mówi nie o życiu jako takim, ale o rzeczywistości. Czyli musimy  tę (dającą pewną przestrzeń potencjalnych możliwości, zdolności i nadziei) znamienną różnicę sobie uświadomić. W odniesieniu do tej tezy zastanawia mnie i zajmuje z jednej strony sfera styku i pokrywania się życia z rzeczywistością, a z drugiej zgodności ich z ich obrazami. Stąd włączam w analizę stanowisko Wilde’a, zajmującego się, nie raczkującymi wtedy mediami, lecz siłą rzeczy sztuką i literaturą, które traktuję jako, komunikatywne wizualnie lub tekstowo-wizualnie, obrazy.  

Życie jest fenomenem fizyczno-świadomościowym a rzeczywistość [2] jednym z wielu jak się zdaje obszarów jego manifestowania się.  Postaram się sprawdzić, a może tylko zrozumieć (lub do zrozumienie się chociaż przybliżyć) prawdziwość twierdzenia/twierdzeń paryskiego filozofa. Wyjątkowego jak dla mnie w skali całej historii myśli. Co znaczy, że mającego równie wyjątkowo nielicznych poprzedników.                                                        

Jakie były jego przesłanki i podstawy do tak porażającego stwierdzenia o braku rzeczywistości. Życie i rzeczywistość nie są we wszystkim tożsame (bo być nie mogą) i tym samym mają odmienną naturę i własne obszary (zakresy) zjawiskowe. U podstaw pojmowania pojęcia rzeczywistości istnieje pozytywne założenie, że wszystko co do nas (czyli każdego ja z osobna) na różne sposoby dociera - a czego nie jesteśmy świadkami - w oczywisty sposób do niej należy. Nie musimy wierzyć, gdyż po prostu wiemy. Istnieje jednocześnie równoległa rzeczywistość naszych snów, doprawdy nie mniej realna w trakcie trwania od doświadczeń jawy. Liczba mnoga w warstwie językowej - co do świadomego i poznającego podmiotu - jest tu zwyczajowa, chociaż wszelkie sugestie do powszechności właśnie proponowanych opinii, mogą być dalej faktycznymi rozbieżnościami i w takim przypadku nimi pozostają.                                                                                                                                                      

Ostatecznie nie należy ich rozumieć jako uzurpację do monarszej godności, lecz tylko rodzajową artykulację piszącego podmiotu. Intuicje (wiara) i ich reprezentacje czyli znaki (wyznanie-ryt, wspaniałe świątynie, kult, rytuały i obrzędy) dają przeczucia wiecznych meta- i trans-rzeczywistości. Najciekawsze jest to, że zawsze żyjemy i postrzegamy rzeczywistość jako odrębne jednostkowe czy pojedyncze byty i indywidualne świadomości. Co znaczy, że całość przejawień i inne byty zawierają się w naszym postrzeganiu, umyśle. Wiemy, jak się zdaje, że dysponujemy  tą świadomością rzeczywistości do momentu oddzielenia się ze światem fizycznym, czyli do śmierci.                                

McLuhan utożsamił relację przekazywanego obrazu (informacji) i przekazującego medium.

Jednak zdroworozsądkowo osądzić można, że nie ma znaku równości między rzeczywistością, czy ściślej prawdą o niej, a jej obrazem. Chociaż musi zapewne istnieć jakiegoś rodzaju (metafizyczny, mistyczny) między nimi istotny związek (przenikanie się), najsilniejszy w obszarze magii czy teurgii. Wiara w niego lub wykluczenie takiej możliwości były powodem antagonizmów i silnych konfliktów. Gdyż  jak twierdzi filozof obraz nigdy nie jest tym, co skrywa prawdę. Obraz jest prawdziwy. To prawda skrywa to, że jej nie ma.[3] Napiszmy to zdanie prościej; obraz nie skrywa prawdy, ale prawda skrywa fakt jej nieobecności. Czyli tym samym obraz oddaje nieobecność prawdy, albo inaczej symulowaną obecność.

Istnieje pewna, choć a rebus, paralela tej sytuacji u Wilde’a. Bronił on bowiem jednoznacznie kłamstwa w literaturze i sztuce, ponieważ jego zdaniem jeśli coś nie stłumi, a przynajmniej nie osłabi naszej potwornej miłości faktów, to sztuka w krótkim czasie musi wyjałowieć, a Piękno zniknie najzupełniej.[4] Poruszana przez autora Portretu Doriana Gray’a postawa współczesnych mu powieściopisarzy jest najwyraźniej zbieżna, z praktykami kartografów przywołanych za Borgesem przez Baudrillarda, którzy tworząc mapę odwzorowywali teren tak precyzyjnie, że jednocześnie go niejako pokrywali. Mapa zrastała się z terytorium. Dostarczali tym działaniem symulakry drugiego rzędu. 

W analizie Baudrillarda czterech stadiów historii obrazu skrywanie ma miejsce na jego dwóch etapach. Na drugim etapie przemiany, kiedy obraz skrywa i wypacza głęboką rzeczywistość,  stanowi niewłaściwy pozór i należy do porządku złych wróżb. I na trzecim gdy skrywa nieobecność głębokiej rzeczywistości, udaje, że jest pozorem i należy do porządku czarnoksięstwa.[5]

Wilde badał relację między życiem a sztuką, podobnie czyni Baudrillard, chociaż zajmują go w najwyższym stopniu media masowe i dokonywana przez nie symulacja obrazu życia, czyli rzeczywistości, popularne środki przekazu - tuba i ekran kultury i sztuki w ich rysie natrętnie najszerszym, tak zwanym popularnym i powszechnie masowym. Zarówno dla pierwszego, jak i drugiego z autorów następuje proces jakiegoś super urealnienia rzeczywistości w jej pisarskim (naturalizm) i kolejno telewizyjnym (hiperrzeczywistość) obrazie.  Dla pierwszego ze względu na nadmiar faktów w prozie, dla drugiego z powodu zastąpienia ich precesją symulakrów, czyli nieskończoną ilością, teraz także elektronicznych, powielanych odbić świata nawet w dwudziestoczterogodzinnych retransmisjach na żywo. I w tym sensie każdy, jeżeli znajdzie się w polu widzenia kamery, może być aktorem, bohaterem czy artystą.

Dla dziewiętnastowiecznego angielskiego (irlandzkiego) dandysa zanik kłamstwa grozi pisaniem powieści, tak podobnych do życia samego, że niepodobna uważać je za możliwe. Czyżby było to przeczucie symulacji. Przecież paryski filozof mówi o podobnej sytuacji, bo o utrzymywaniu fałszu przez prawdę, skrywającą własną nieobecność. Logicznie rzecz rozpatrując, jest to to samo. Wilde ostrzega przed zanikiem kłamstwa   a Baudrillard każe myśleć o udawaniu przez prawdę obecności (bo jak inaczej rozumieć skrywanie nieobecności). Zatem chyba są to identyczne supozycje, mające w efekcie podobne znaczenia. Wilde pragnie kłamstwa, a Baudrillard konstatuje chyba jednak z dozą trwogi  zawłaszczenie rzeczywistości przez symulujące czyli kłamliwe praktyki medialne.

Ale u Baudrillarda prawda kłamie o tyle, że skrywa, że jej nie ma. Zatem jest skoro może symulować własną obecność. Spytajmy po raz kolejny, co to może oznaczać? Raczej tyle, że wprowadza fałsz, co do jej charakteru (jakiekolwiek kłamstwo powinno być poza prawdą, ale bez odniesienia do prawdy nie możemy stwierdzić kłamstwa) i stanu bycia (skrywa, że jej nie ma). Rodzi się pytanie o powód i sens takiego zachowania się prawdy. Zdanie to oznacza niejasność relacji na planie bytności prawdy, więc fałszowanie stanu faktycznego lub taki zamiar. Wprowadza, by użyć technologicznych pojęć usterki i zakłócenia. Obraz telewizyjny, jak i każdy obraz fotograficzny, fotocyfrowy (ale i każdy inny tradycyjny), zawsze jest prawdziwy. Przy czym na boku pozostaje kwestia kopi czy falsyfikatu. Ale nawet w sytuacji jak najbardziej szczerej woli bezpośredniości odniesienia do przekazywanej sytuacji rzeczywistej i jej prawdy, i tak nigdy do końca nie ma możliwości przekazania całej prawdy o przekazywanym zjawisku, wydarzeniu czy problemie.  Bo prawda - czy to w obrazie czy w powieści (szerzej w sztuce) - całościowa nie jest po prostu do oddania.  Nie chodzi o sytuacje kiedy, co jest nagminne, jest manipulowana w celach strategii politycznych, wszelkich praktyk manipulacyjnych ale chociażby z powodu nieprzygotowania (przypadkowości) przekazujących. Obraz może ukazywać inne rejony niż wprost rzeczywiste, ale ich fantastyka i wyobrażeniowość, czy niedostępność w bezpośrednim doświadczeniu będą wzbudzały dwuznaczne odczucia. Nie w przypadku doskonałej symulacji Baudrillowskiej alegorii wyprzedzenia mapy przez terytorium.  Tak właśnie żyje hiperrealna prawda przekazów nie licząc się z rzeczywistym światem, będącym już jedynie reprezentacją i referencją pustyni.                                                                                                                                                

Obraz mający ambicje przekazania rzeczywistej pełnej i obiektywnej realności czy to jako migawka flash news’a czy bardziej rozbudowana forma przekazu (z elementami autoanalizy procesu transmisji) zuboży, wypaczy ją, ulegnie ona  w nim – jak chce paryski mistrz - spłaszczeniu do modułów operacji programowych i nuklearnej fragmentaryzacji. Zatem raczej problem niemożności odsłonięcia prawdy tego co przekazywane,  leży  w naturze medium, które po McLuhanowsku jest przekazem. Innymi zagadnieniami  są takie jak np. ograniczenia percepcji i możliwości poznawczych. O czym  doskonale bezwzględnie przenikliwy krytyk kultury musiał wiedzieć. A ekstrawagancki gentelman symulację świata    w literaturze poprzez naturalizm z przekonaniem odrzucał jako niezrozumiałe naiwne uroszczenia, zagrażające wyobraźni i smakowi estetycznemu. Uważał on wręcz, że to życie naśladuje sztukę i, że prawda jest jedynie i wyłącznie kwestią formy. Do niej [sztuki] należą „formy prawdziwsze od ludzi żywych”. Sztuka nie wyraża nigdy nic innego, jak tylko samą siebie. [6]  Czyli jest absolutnie tożsama z własnym medium.                                                                                                                                                       

Trzeba też uświadomić sobie, że operujemy intuicją rzeczywistości, gdyż nie jest ona jakąś bezwzględną wartością w sensie niezmiennych miar, choć tak ją potocznie postrzegamy, ale już nie na poziomie nauki najnowszej (fizyka kwantowa).  Mieszczą się w niej antynomie, a co najważniejsze zawsze jest rozumiana i odczuwana jednostkowo i indywidualnie, chociaż potwierdzana świadectwem zbiorowym najczęściej o cechach represyjnych, opresyjnych a wyjątkowo błogich lub w mniejszej skali dwuznacznych, lub paranormalnych. W tej kwestii nie ma jakiegoś jednoznacznego arbitrażu. Ale Baudrillardowi o to, tak zniuansowane, pojęcie tutaj nie chodzi. On zestawia ją na poziomie prawdy i nieprawdy, realności i hiperrealności.

Rzeczywistość  - jak ją rozumiemy - z jej wszystkimi poziomami i planami jest przestrzenią sumującą  i zawierającą wspólne postrzeganie istot bytujących w niej w jej danym momencie, nieważne na ile dającym się objąć świadomością, pamięcią czy skalą czasu. Życie jest fragmentem i częścią rzeczywistości i w jej ramach, nierozłączne od niej. Ale nie da się wykluczyć jego nieskończoności czyli możliwości przekroczenia rzeczywistych ograniczeń zarówno w kierunku w przeszłość (np. historia alternatywna, regresja hipnotyczna i genetyka), jak i ku przyszłości. Zmienia się życie przechodząc poprzez fazę rzeczywistości i zmienia się rzeczywistość, w której zamieszkują kolejne byty i ich świadomości.

            Zdaniem Wilde’a kłamstwo pozwala uniknąć banalności przykrej skrupulatności.  Bo  w gruncie rzeczy cóż stanowi istotę pięknego kłamstwa? To, że samo się daje poznać. I tu też, dość odległy już w czasie, dandys myśli zbieżnie z analitykiem i krytykiem naszej kultury bo jak uważa usiłowanie uczynienia jakiejś historii zbyt prawdziwą, w rzeczywistości pozbawia ją prawdopodobieństwa – jest to nowoczesny występek[7]...I ten występek jest w różnym stopniu cechą wszechobecnego ekranu fundowanego nam przez korporacje produkcji obrazów. Wygląda na to, że ich  właścicielem jest Ministerstwo Prawdy.  A każdy ekran ma dwie strony.

Dla Baudrillarda monitor telewizyjny był ucieleśnieniem znikania obrazów i przekształcania widzów w przezroczyste ekrany[8]. Uważajmy może zatem na totalnie wszędobylskich szklanych i plazmatycznych.

 

 

 

 



[1] J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, Wydawnictwo Sic! S.C., Warszawa 2005

[2] Jest rzeczą zupełnie zrozumiałą, że rzeczywistość jest wspólnotą mentalną wszystkich aktualnie myślących i posiadających świadomość istnień. 

[3] J. Baudrillard, op.cit., Baudrillard przypisuje tą sentencję Koheletowi, co  podważa wydawca.

[4] O.  Wilde, Zanik kłamstwa. Dialog[1889] w: Moderniści o sztuce, wybrała, opracowała i wstępem opatrzyła Elżbieta Grabska, Państwowe  Wydawnictwo naukowe, Warszawa 1971, s.153-177

[5] J. Baudrillard, op.cit.

[6] O.  Wilde, op. cit.

[7] Ibidem