O
naturze mediów słów kilka
Według,
w tym samym stopniu jednoznacznie brutalnie wstrząsającego i bluźnierczego, co
niezwykłego i jednocześnie pobudzającego, stwierdzenia Baudrillard’a:
rzeczywistość nie istnieje[1].
Owszem mieliśmy okazje spotkać teorie odżegnujące się od stuprocentowej
pewności, że nasze życie ma charakter realistyczny, trwały i twardy. Słyszeliśmy
sentencje typu życie snem lub nawet snem wariata. Że jest iluzją i mają. Tylko
te dotyczyły życia, a twórca teorii symulakrów mówi nie o życiu jako takim, ale o rzeczywistości.
Czyli musimy tę (dającą pewną przestrzeń
potencjalnych możliwości, zdolności i nadziei) znamienną różnicę sobie uświadomić.
W odniesieniu do tej tezy zastanawia mnie i zajmuje z jednej strony sfera styku
i pokrywania się życia z rzeczywistością,
a z drugiej zgodności ich z ich obrazami. Stąd włączam w analizę stanowisko
Wilde’a, zajmującego się, nie raczkującymi wtedy mediami, lecz siłą rzeczy sztuką
i literaturą, które traktuję jako, komunikatywne wizualnie lub
tekstowo-wizualnie, obrazy.
Życie jest fenomenem
fizyczno-świadomościowym a rzeczywistość [2]
jednym z wielu jak się zdaje obszarów jego manifestowania się. Postaram się sprawdzić, a może tylko zrozumieć (lub do zrozumienie
się chociaż przybliżyć) prawdziwość twierdzenia/twierdzeń paryskiego filozofa.
Wyjątkowego jak dla mnie w skali całej historii myśli. Co znaczy, że mającego równie
wyjątkowo nielicznych poprzedników.
Jakie były jego przesłanki i podstawy do tak porażającego stwierdzenia o braku rzeczywistości. Życie i rzeczywistość nie są we wszystkim tożsame (bo być nie mogą) i tym samym mają odmienną naturę i własne obszary (zakresy) zjawiskowe. U podstaw pojmowania pojęcia rzeczywistości istnieje pozytywne założenie, że wszystko co do nas (czyli każdego ja z osobna) na różne sposoby dociera - a czego nie jesteśmy świadkami - w oczywisty sposób do niej należy. Nie musimy wierzyć, gdyż po prostu wiemy. Istnieje jednocześnie równoległa rzeczywistość naszych snów, doprawdy nie mniej realna w trakcie trwania od doświadczeń jawy. Liczba mnoga w warstwie językowej - co do świadomego i poznającego podmiotu - jest tu zwyczajowa, chociaż wszelkie sugestie do powszechności właśnie proponowanych opinii, mogą być dalej faktycznymi rozbieżnościami i w takim przypadku nimi pozostają.
Ostatecznie nie należy ich rozumieć jako uzurpację do monarszej godności, lecz tylko rodzajową artykulację piszącego podmiotu. Intuicje (wiara) i ich reprezentacje czyli znaki (wyznanie-ryt, wspaniałe świątynie, kult, rytuały i obrzędy) dają przeczucia wiecznych meta- i trans-rzeczywistości. Najciekawsze jest to, że zawsze żyjemy i postrzegamy rzeczywistość jako odrębne jednostkowe czy pojedyncze byty i indywidualne świadomości. Co znaczy, że całość przejawień i inne byty zawierają się w naszym postrzeganiu, umyśle. Wiemy, jak się zdaje, że dysponujemy tą świadomością rzeczywistości do momentu oddzielenia się ze światem fizycznym, czyli do śmierci.
McLuhan utożsamił relację przekazywanego obrazu (informacji) i przekazującego medium.
Jednak zdroworozsądkowo osądzić można, że nie ma znaku równości między rzeczywistością, czy ściślej prawdą o niej, a jej obrazem. Chociaż musi zapewne istnieć jakiegoś rodzaju (metafizyczny, mistyczny) między nimi istotny związek (przenikanie się), najsilniejszy w obszarze magii czy teurgii. Wiara w niego lub wykluczenie takiej możliwości były powodem antagonizmów i silnych konfliktów. Gdyż jak twierdzi filozof obraz nigdy nie jest tym, co skrywa prawdę. Obraz jest prawdziwy. To prawda skrywa to, że jej nie ma.[3] Napiszmy to zdanie prościej; obraz nie skrywa prawdy, ale prawda skrywa fakt jej nieobecności. Czyli tym samym obraz oddaje nieobecność prawdy, albo inaczej symulowaną obecność.
Istnieje pewna,
choć a rebus, paralela tej sytuacji u
Wilde’a. Bronił on bowiem jednoznacznie kłamstwa w literaturze i sztuce, ponieważ
jego zdaniem jeśli coś nie stłumi, a
przynajmniej nie osłabi naszej potwornej miłości faktów, to sztuka w krótkim
czasie musi wyjałowieć, a
Piękno zniknie najzupełniej.[4]
Poruszana przez autora Portretu Doriana
Gray’a postawa współczesnych mu powieściopisarzy jest najwyraźniej zbieżna,
z praktykami kartografów przywołanych za Borgesem przez Baudrillarda, którzy
tworząc mapę odwzorowywali teren tak precyzyjnie, że jednocześnie go niejako
pokrywali. Mapa zrastała się z terytorium. Dostarczali tym działaniem symulakry drugiego rzędu.
W analizie
Baudrillarda czterech stadiów historii obrazu skrywanie ma miejsce na jego
dwóch etapach. Na drugim etapie przemiany, kiedy obraz skrywa i wypacza głęboką rzeczywistość,
stanowi niewłaściwy pozór i należy do porządku złych wróżb. I na
trzecim gdy skrywa nieobecność głębokiej
rzeczywistości, udaje, że jest pozorem i należy do porządku czarnoksięstwa.[5]
Wilde
badał relację między życiem a sztuką, podobnie czyni Baudrillard, chociaż
zajmują go w najwyższym stopniu media masowe i dokonywana przez nie symulacja
obrazu życia, czyli rzeczywistości, popularne środki przekazu - tuba i ekran
kultury i sztuki w ich rysie natrętnie najszerszym, tak zwanym popularnym i powszechnie
masowym. Zarówno dla pierwszego, jak i drugiego z autorów następuje proces jakiegoś
super urealnienia rzeczywistości w jej pisarskim (naturalizm) i kolejno
telewizyjnym (hiperrzeczywistość) obrazie.
Dla pierwszego ze względu na nadmiar faktów w prozie, dla drugiego z
powodu zastąpienia ich precesją symulakrów, czyli nieskończoną ilością, teraz
także elektronicznych, powielanych odbić świata nawet w dwudziestoczterogodzinnych
retransmisjach na żywo. I w tym sensie każdy, jeżeli znajdzie
się w polu widzenia kamery, może być aktorem, bohaterem czy artystą.
Dla
dziewiętnastowiecznego angielskiego (irlandzkiego) dandysa zanik kłamstwa grozi
pisaniem powieści, tak podobnych do życia
samego, że niepodobna uważać je za możliwe. Czyżby było to przeczucie
symulacji. Przecież paryski filozof mówi o podobnej sytuacji, bo o utrzymywaniu
fałszu przez prawdę, skrywającą własną nieobecność. Logicznie rzecz rozpatrując,
jest to to samo. Wilde ostrzega przed zanikiem kłamstwa a Baudrillard każe myśleć o udawaniu
przez prawdę obecności (bo jak inaczej rozumieć skrywanie nieobecności). Zatem chyba
są to identyczne supozycje, mające w efekcie podobne znaczenia. Wilde pragnie
kłamstwa, a Baudrillard konstatuje chyba jednak z dozą trwogi zawłaszczenie rzeczywistości przez symulujące
czyli kłamliwe praktyki medialne.
Ale
u Baudrillarda prawda kłamie o tyle, że skrywa, że jej nie ma. Zatem jest skoro
może symulować własną obecność. Spytajmy po raz kolejny, co to może oznaczać? Raczej
tyle, że wprowadza fałsz, co do jej charakteru (jakiekolwiek kłamstwo powinno
być poza prawdą, ale bez odniesienia do prawdy nie możemy stwierdzić kłamstwa)
i stanu bycia (skrywa, że jej nie ma). Rodzi się pytanie o powód i sens takiego
zachowania się prawdy. Zdanie to oznacza niejasność relacji na planie bytności
prawdy, więc fałszowanie stanu faktycznego lub taki zamiar. Wprowadza, by użyć
technologicznych pojęć usterki i zakłócenia. Obraz telewizyjny, jak
i każdy obraz fotograficzny, fotocyfrowy (ale i każdy inny tradycyjny), zawsze jest
prawdziwy. Przy czym na boku pozostaje kwestia kopi czy falsyfikatu. Ale nawet w
sytuacji jak najbardziej szczerej woli bezpośredniości odniesienia do przekazywanej
sytuacji rzeczywistej i jej prawdy, i tak nigdy do końca nie ma możliwości przekazania
całej prawdy o przekazywanym zjawisku, wydarzeniu czy problemie. Bo prawda - czy to w obrazie czy w powieści
(szerzej w sztuce) - całościowa nie jest po prostu do oddania. Nie chodzi o sytuacje kiedy, co jest
nagminne, jest manipulowana w celach strategii politycznych, wszelkich praktyk
manipulacyjnych ale chociażby z powodu nieprzygotowania (przypadkowości) przekazujących.
Obraz może ukazywać inne rejony niż wprost rzeczywiste, ale ich fantastyka i
wyobrażeniowość, czy niedostępność w bezpośrednim doświadczeniu będą wzbudzały dwuznaczne
odczucia. Nie w przypadku doskonałej symulacji Baudrillowskiej alegorii
wyprzedzenia mapy przez terytorium. Tak
właśnie żyje hiperrealna prawda przekazów nie licząc się z rzeczywistym światem,
będącym już jedynie reprezentacją i referencją pustyni.
Obraz
mający ambicje przekazania rzeczywistej pełnej i obiektywnej realności czy to jako
migawka flash news’a czy bardziej rozbudowana forma przekazu (z elementami
autoanalizy procesu transmisji) zuboży, wypaczy ją, ulegnie ona w nim – jak chce paryski mistrz - spłaszczeniu
do modułów operacji programowych i nuklearnej fragmentaryzacji. Zatem raczej
problem niemożności odsłonięcia prawdy tego co przekazywane, leży w naturze medium, które po
McLuhanowsku jest przekazem. Innymi zagadnieniami są takie jak np. ograniczenia percepcji i możliwości
poznawczych. O czym doskonale bezwzględnie
przenikliwy krytyk kultury musiał wiedzieć. A ekstrawagancki gentelman symulację
świata w literaturze poprzez
naturalizm z przekonaniem odrzucał jako niezrozumiałe naiwne uroszczenia,
zagrażające wyobraźni i smakowi estetycznemu. Uważał on wręcz, że to życie
naśladuje sztukę i, że prawda jest
jedynie i wyłącznie kwestią formy. Do niej [sztuki] należą „formy prawdziwsze od ludzi żywych”. Sztuka nie wyraża nigdy nic innego, jak tylko samą siebie. [6]
Czyli jest absolutnie tożsama z własnym medium.
Trzeba
też uświadomić sobie, że operujemy intuicją rzeczywistości, gdyż nie jest ona
jakąś bezwzględną wartością w sensie niezmiennych miar, choć tak ją potocznie
postrzegamy, ale już nie na poziomie nauki najnowszej (fizyka kwantowa). Mieszczą się w niej antynomie, a co
najważniejsze zawsze jest rozumiana i odczuwana jednostkowo i indywidualnie,
chociaż potwierdzana świadectwem zbiorowym najczęściej o cechach represyjnych,
opresyjnych a wyjątkowo
błogich lub w mniejszej skali dwuznacznych, lub paranormalnych. W tej kwestii
nie ma jakiegoś jednoznacznego arbitrażu. Ale Baudrillardowi o to, tak
zniuansowane, pojęcie tutaj nie chodzi. On zestawia ją na poziomie prawdy i nieprawdy,
realności i hiperrealności.
Rzeczywistość - jak ją rozumiemy - z jej wszystkimi
poziomami i planami jest przestrzenią sumującą i zawierającą wspólne postrzeganie istot
bytujących w niej w jej danym momencie, nieważne na ile dającym się objąć świadomością,
pamięcią czy skalą czasu. Życie jest fragmentem i częścią rzeczywistości i w
jej ramach, nierozłączne od niej. Ale nie da się wykluczyć jego nieskończoności
czyli możliwości przekroczenia rzeczywistych
ograniczeń zarówno w kierunku w przeszłość (np. historia alternatywna, regresja
hipnotyczna i genetyka),
jak i ku przyszłości. Zmienia się życie przechodząc poprzez fazę rzeczywistości
i zmienia się rzeczywistość, w
której zamieszkują kolejne byty i ich świadomości.
Zdaniem Wilde’a kłamstwo pozwala
uniknąć banalności przykrej skrupulatności.
Bo w gruncie rzeczy cóż stanowi
istotę pięknego kłamstwa? To, że samo się daje poznać. I tu też, dość
odległy już w czasie, dandys myśli zbieżnie z analitykiem i krytykiem naszej
kultury bo jak uważa usiłowanie
uczynienia jakiejś historii zbyt prawdziwą, w rzeczywistości pozbawia ją
prawdopodobieństwa – jest to nowoczesny występek[7]...I
ten występek jest w
różnym stopniu cechą wszechobecnego ekranu fundowanego nam przez korporacje produkcji
obrazów. Wygląda na to, że ich
właścicielem jest Ministerstwo Prawdy. A każdy ekran ma dwie strony.
Dla Baudrillarda
monitor telewizyjny był ucieleśnieniem znikania
obrazów i przekształcania widzów w przezroczyste ekrany[8].
Uważajmy może zatem na totalnie wszędobylskich szklanych i plazmatycznych.
[1] J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, Wydawnictwo Sic!
S.C., Warszawa 2005
[2] Jest rzeczą zupełnie
zrozumiałą, że rzeczywistość jest wspólnotą mentalną wszystkich aktualnie myślących
i posiadających świadomość istnień.
[3] J. Baudrillard, op.cit.,
Baudrillard przypisuje tą sentencję Koheletowi, co podważa wydawca.
[4] O. Wilde, Zanik
kłamstwa. Dialog[1889] w: Moderniści o sztuce, wybrała, opracowała i
wstępem opatrzyła Elżbieta Grabska, Państwowe
Wydawnictwo naukowe, Warszawa 1971, s.153-177
[5] J. Baudrillard,
op.cit.
[6] O. Wilde, op. cit.
[7] Ibidem