sobota, 7 kwietnia 2012

Skąd pochodzimy. Przypadek czy celowość

    Tytuł tego postu (być może podobieństwo z postem nie całkiem przypadkowe) zdaje się zawierać wszystko o czym będzie w nim mowa.
    Do takich rozważań skłania okres Wielkanocny, a ponadto chyba każdy ma taki moment w życiu, w którym intensywnie zastanawia się nad pochodzeniem gatunku ludzkiego, kosmosu i świata. Zdaje się, że taki czas to okres dojrzewania, w którym takie problemy naszej egzystencji zaczynają  kierować nasze myśli ku rejonom, które jakby gotowe były nam podpowiedzieć jak to z tym było. Są to sfery jak domniemamy  znajdujące się gdzieś w odległych zakamarkach  nieskończonych galaktycznych przestworzy. 
    Już tutaj pojawia się zagadnienie zdolności myślenia nomen omen homo sapiens sapiens. Myśl jednak musi mieć formę ją artykułującą. Jest nią słowo. Ciche czyli myślane lub głośne zatem wypowiadane.  Oczywiście istnieje jeszcze słowo pisane. Wzajemne relacje tych zjawisk są same w sobie nader interesujące.
    Nasze zdolności poznawcze biorą się z posiadania umysłu. Już na tym poziomie dochodzi do odmiennych stwierdzeń co do ich natury. Jedni uważają, że są one obiektywne inni natomiast, że mają charakter subiektywny.  Gama stanowisk może być szersza i wykazywać potencjał zdolności do komplikacji.
    Założenie, przekonanie czy wiara w pochodzenie świata od Boga zakłada, że jest to proces celowy (teleologia). Mimo wszystkich przepaścistych napięć i całej dialektyki paradoksów i wątpliwości wiara, lub jej brak, pozostają kwestią poza dowodami. Nielogiczne jest powoływanie się na naukę w sporach o wiarę, ponieważ ta nie może udowodnić, że Boga nie ma. Całkiem poprawnie zgodnie z logiką możemy założyć natomiast, że nie da się wykluczyć istnienia siły stwórczej. Inna rzecz, jak dociec jej związków z początkiem i całym przebiegiem historii, w tym naszej indywidualnej.
Jednak także w nauce istnieje koncepcja zewnętrznej siły sprawczej. Jej zwolennicy  uważają, że najlepszym wyjaśnieniem tzw. "precyzyjnego dostrojenia" obecnego w astrofizyce, jest odwołanie się do dawcy praw natury, który ustalił ich wartości tak, by we wszechświecie mogło wyewoluować życie. Astrofizyk Fred Hoyle użył określenia "superintelektu", zaś niektórzy uczeni, jak fizyk i noblista Charles Townes czy astrofizyk i teolog Hugh Ross, utożsamiają zewnętrzną siłę sprawczą z Bogiem. (za http://pl.wikipedia.org/wiki/Zasada_antropiczna)
Inne stanowisko zakłada odrzucenie przyczynowości na rzecz przypadkowości powstania świata i dalszą jego samodzielną materialną ewolucję. Świadomość jest tutaj tylko inną formą materialnego bytu (sic!). A wszystko podlega konieczności historycznej, ujętej dialektycznie. To zakłada determinizm.
    Tym samym pojawiły się następujące aspekty rozumienia bytu w całej jego rozciągłości: duchowy, duchowo-materialny i jedynie materialny. Zauważmy nie ma czegoś takiego jak byt anty-duchowy, a duchowy nie znaczy wcale anty-materialny. Zakładam, że istnieją subtelne niuansowania prowadzące od Ducha ku materii. I, że to Wszech-Duch jest  Architektem. Wierzę, że Chrystus panuje zarówno nad jednym, jak i nad drugim obszarem. 
William Blake (1757 - 1827)
Z tym bezpośrednio wiąże się zagadnienie wiary, lub jej negacji, w formę innego bytu -  poza śmiercią. Nawet nie wszystkie (chociaż prawie wszystkie) odłamy religijne zakładały taką kontynuację. Niech posłuży przykład Saduceuszy nie wierzących w życie wieczne.
    Oryginalną koncepcję reprezentuje buddyzm, przyjmujący nasze odradzanie się w nowych ciałach (nie tylko ludzkich), aż do momentu wyzwolenia - oświecenia. Co z kolei nie wyklucza dalszych świadomych inkarnacji...po osiągnięciu oświecenia – nirwany. Dla tej filozofii wszystko jest Umysłem i jego manifestacjami.
Hegel powiedział, że wszelka religia jest filozofowaniem. A Dalaj Lama, że etyka jest uniwersalną religią. Przekonany jestem, że jest ona najważniejsza. A bez niej paradoksem jest mówić o duchowości, jak i  religijności, choć tu w mniejszym stopniu.
    Poza tym „wiem, że nic nie wiem”.  Osobiście nie wystarcza mi formuła „myślę więc jestem”, dla mnie jestem dopiero kiedy mówię (piszę) i działam.  Oby wyłącznie etycznie!
    I tytułem ostatecznych wniosków. Mam nieskromną nadzieję, że moje początki sięgają Matecznika Stwórcy, jakkolwiek jest to nie do pojęcia. Inni chlubią się, że pochodzą od małpy...no cóż mają prawo, ale obnosić się z tym. Jednakowoż etyka jest nam wszystkim dostępna. A widzimy tyle ile wiemy - Goethe.